baner

Recenzja

Hellblazer. Mike Carey. Tom 1, Mike Carey, John Constantine [recenzja]

Jan Sławiński recenzuje Hellblazer. Mike Carey. Tom 1
8/10
Hellblazer. Mike Carey. Tom 1, Mike Carey, John Constantine [recenzja]
8/10
Czytanie kolejnych tomów “Hellblazera”, zwłaszcza tych, w których debiutują nowi scenarzyści, wiąże się z pewnym podekscytowaniem. W jakim kierunku pójdzie seria? Jak nowy scenarzysta przedstawi Johna Constantine’a? Z czym przyjdzie się zmierzyć aroganckiemu magowi? Tym razem za serię odpowiada Mike Carey (“Lucyfer”) i choć nie wymyśla koła na nowo, to odciska swoje piętno na tej legendarnej serii.

Uznany za zmarłego John Constantine wraca po osiemnastu miesiącach nieobecności. W pierwszej kolejności musi zająć się mordercą prostytutek, a także wziąć na klatę grobowe nastroje, jakie panują w domu jego siostry po ucieczce jedynej córki. Wkrótce okaże się, że zarówno sprawa “współczesnego Kuby Rozpruwacza”, jak i zniknięcia Gemmy mają magiczne podłoże. Do tego wszystkiego pozna młodą kelnerkę, która również para się nadnaturalnymi sprawami.

Powyższy opis to zaledwie streszczenie dwóch pierwszych zeszytów nowego tomu. Jednak pozostałe dwanaście, choć teoretycznie podzielone na osobne opowieści, wyrastają na gruncie właśnie tej pierwszej historii. Tam pojawiają się zaczątki wątków, które później Carey rozwija. Pierwszy tom zbiorczego wydania “Hellblazera” w jego interpretacji prezentuje sześć historii - najkrótsza jest zaledwie jednozeszytowa, najdłuższa liczy cztery odcinki. Dynamizuje to opowieść, a lektura “ciurkiem” ujawnia, że wszystkie historie wynikają bezpośrednio z poprzednich.

Carey skupia się na rodzinie Johna, wprowadza wątki gangsterskie, sięga daleko w przeszłość, a nawet wysyła go Amazonii. Taki miks sprawia, że podczas lektury trudno się nudzić. Jednocześnie nie miałem wrażenia jak wtedy, gdy czytałem run Azzarello, że te historie mogłyby opowiadać o kimś innym. Nie, Carey dobrze wchodzi w buty poprzedników, zachowuje charakterystyczne cechy Constantine’a, a jednocześnie wlewa w komiks własną wrażliwość. Warto wspomnieć również o rysunkach, zdecydowanie bardziej współczesnych, w większości przypadków nieco bardziej cartoonowych, niż to do czego przyzwyczailiśmy się chociażby podczas runów Delano czy Ennisa. Za grafikę odpowiadają m.in. Steve Dillon (“Kaznodzieja”), Lee Bermejo (“Joker”), Jock (“Superman”). Choć zawsze widziałem Constantine’a w porządku realistycznym, to muszę przyznać, że komiks od strony graficznej prezentuje się naprawdę dobrze. Warto wspomnieć też o okładkach zeszytów, których autorem jest Tim Bradstreet - artysta, którego powinno się wymieniać obok Dave’a McKeana czy Glena Farby jako jednego z najlepszych w swoim fachu.

Pierwszy tom “Hellblazera” w interpretacji Mike’a Careya spełnił swoje zadanie - pokazał, że o brytyjskim magu wciąż można opowiadać zajmujące historie, nawet orbitując wokół znanych już tematów. Lektura tego albumu dała mi mnóstwo satysfakcji i utwierdziła w przekonaniu, że Constantine jest jednym z moich ulubionych komiksowych bohaterów. Jestem bardzo ciekaw, co ten scenarzysta zaprezentuje w dwóch kolejnych tomach “Hellblazera”.

Opublikowano:



Hellblazer. Mike Carey. Tom 1

Hellblazer. Mike Carey. Tom 1

Scenariusz: Mike Carey
Rysunki: Marcelo Frusin, Steve Dillon, Lee Bermejo
Wydanie: I
Data wydania: 9 Listopad 2022
Seria: Hellblazer
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 352
Cena: 139,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328156388
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...

Galerie

Hellblazer. Mike Carey. Tom 1, Mike Carey, John Constantine [recenzja] Hellblazer. Mike Carey. Tom 1, Mike Carey, John Constantine [recenzja] Hellblazer. Mike Carey. Tom 1, Mike Carey, John Constantine [recenzja]

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-